o
2/20/2014
Wpis ze specjalnÄ… dedykacjÄ… dla Mileny :)
Gdy rok zobaczyłam ją na zdjęciach Emilli, zakochałam się w Inro bez pamięci. Poruszyłam niebo i ziemię żeby ją kupić (sprzedała się w ekspresowym tempie) i pozostawało mi tylko czekać na jej przyjście, które nie obyło się bez dosyć dla mnie ciężkiego finansowego zgrzytu - masakrycznie wysokiego cła.
No i na żywo początkowo Inro nie wzbudziła we mnie euforii jakiej oczekiwałam, przyznam że bardzo ciężko było mi się zbondować z tą lalką: niby doskonała, ale coś w moim odczuciu było z nią nie tak.
Przepięknie wyrzeźbione, muskularne ciało (najpiękniejsze chyba jakie widziałam u 16calowej żywicy), miodowy odcień skóry, fajna artykulacja (choć brak odpowiedniego podwójnego stawu w łokciu przy tak dużej cenie lalki uważam za sporą wadę), obłędne stopy (sami zobaczcie na ostatnim zdjęciu), ubranko, buty, torebka, peruka wykonane na najwyższym poziomie. Makijaż pominę milczeniem, usta jeszcze ujdą, ale oczy i brwi wołają o pomstę do nieba - brzydko napaćkane, dla mnie nie do przyjęcia w fashion doll tego formatu. Zdaję sobie sprawę, że to stylizacja w klimacie powiedzmy Johna Galliano ;) ale mimo wszystko jakiś poziom wykonania mejkapu obowiązuje.
Inro jest dosyć drobna, mniejsza od Numiny czy Sybarite, ma też zupełnie inny klimat niż wszystkie żywicowe fashion dolls, które mam i które razem tworzą jakąś całość - i właśnie ta odmienność i inność Inro bardzo mnie pociąga.
Wpis ze specjalną dedykacją dla Mileny :) Gdy rok zobaczyłam ją na zdjęciach Emilli, zakochałam się w Inro bez pamięci. Poruszyłam nie...